FOTOGRAFICY radzą fotoamatorom


 

 

Z mojego archiwum:

 

kartkując strony Magazynu Fotograficznego FOTO nr 5 z roku 1978 zauważyłem ciekawą rozmowę Haliny Murza-Stankiewicz z Juliuszem Garzteckim - stałym współpracownikiem magazynu.

 

Cytuję ten majowy artykuł w roku jubileuszu 90 lat urodzin Kol. Juliusza Garzteckiego (6 maja 1920). Piękny wiek... 

 

Juliuszu dużo zdrowia, pogodnych dni i ciekawych dalszych opracowań, zrealizowania tematów Tobie bliskich. Tobie i sobie życzę, żeby amatorski ruch artystyczny, który jest kolebką polskiej sztuki fotograficznej, miał godne miejsce w POLSKIEJ FOTOGRAFII.

 

 

Juliusz Garztecki

Artystę określa 

poziom jego świadomości

 

W tym roku przypada jubileusz Pańskiej pracy dziennikarskiej oraz twórczości fotograficznej i działalności z tym związanej. Proszę przyjąć serdeczne gratulacje.

 

Juliusz Garztecki: 45 lat temu na konkursie dla młodzieży szkolnej otrzymałem II nagrodę za zdjęcie przedstawiające ośnieżone tuje - coś z klimatu Jana Sunderlanda. A 40 lat temu w jednym z tygodników pozwolono mi wykleić pierwszą makietę. Tak się to wszystko zaczęło.

 

Fot. Grażyna Plutecka

 

Co sprawiło, że jako dziennikarz związał się Pan przede wszystkim z fotografią?

 

J.G.: Pełniłem rozmaite funkcje związane z dziennikarską profesją: byłem redaktorem naczelnym, korespondentem zagranicznym, krytykiem teatralnym i publicystą ogólnokulturalnym. W pewnym momencie stwierdziłem, że powinienem skupić się no czymś jednym – na fotografii. Był czas, kiedy o twórczości fotograficznej pisało zaledwie kilka osób - Urszula Czartoryska, Jan Sunderland, Lech Grabowski i ja. Nie było też tak łatwo jak dziś korzystać z łomów prasy. Recenzje z wystaw fotograficznych, notki i zdjęcia trzeba było po prostu upychać. Ale skupiłem się przede wszystkim na historii fotografii i popularyzowaniu ruchu amatorskiego. Po dokładnym zapoznaniu się z historią fotografii światowej okazało się, że polską fotografię reprezentują w tego rodzaju wydawnictwach zagranicznych dwa nazwiska: Jan Bułhak i Edward Hartwig. Doszedłem do wniosku, że jeżeli w tym zakresie nie będziemy prowadzili krajowych badań, to nie będziemy istnieli w historii fotografii światowej.

Inny problem: większość publikacji o historii fotografii polskiej opierała się na danych zaczerpniętych z sześciu artykułów pochodzących z lat 1860-1925. Dlatego postanowiłem, że każdy mój artykuł będzie oparty na własnych badaniach i źródłach.

 

Dlaczego popularyzowanie fotografii poprzez ruch amatorski uważa Pan za rzecz tak istotną?

 

J.G. : Każdy artysta wywodzi się z tego ruchu. Taki, który się tego wyrzeka, przypomina mi kogoś, kto wypiera się matki i ojca. Dość często spotykam się z deprecjonowaniem tego, co się dzieje w ruchu amatorskim. Powołam się przy tym na casus znanego mi członka ZPAF-u, który odmówił macierzystemu towarzystwu swego udziału w wystawie, tylko dlatego, iż kilka miesięcy temu otrzymał legitymację artysty. Czy trzeba coś więcej?

 

Wielu zdolnych fotoamatorów zawdzięcza Panu "wypłynięcie na szerokie wody".

 

J.G.: -Postawiłem sobie za zadanie wyszukiwanie i popularyzowanie twórczości najzdolniejszych przedstawicieli ruchu amatorskiego: polecanie ich do ZPAF-u, zwracanie uwagi na nich poprzez publikację. Myślę, że to mi się udaje. Ogromna wartość twórczości nieprofesjonalnej kryje się przede wszystkim w osobistym rozwoju nie tylko jednostki, lecz także całych grup społecznych. Nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę.

 

Nazwiska pojawiające się w ruchu fotoamatorskim dowodzą tego.

 

J.G.: Proszę pani, mamy wspaniałych ludzi. Chociażby Wiktor Franczyszyn z Piły, który jednoosobowo ocalił biennale "Dziecko", organizowane w tym mieście. Inny przykład -Słupskie Towarzystwo Fotograficzne, działające w okropnych warunkach, ale potrafiące zorganizować ogólnopolską wystawę pn. "Temat muzyczny w fotografii", i to wystawę na wysokim poziomie. A jest to wynik ciężkiej pracy kilkunastu ludzi oddanych tej sprawie. l to są rzeczy na porządku dziennym w naszym kraju. A jeśli czasem dzięki publikacji prasowej otrzymuję list ze słowami: "Dzięki pańskiej interwencji otrzymaliśmy..." - sprawia mi to prawdziwą satysfakcję.

 

Poświęćmy trochę uwagi Pańskiej fotografii. Przez wiele lat związany był Pan z fotografią aktu.

 

J.G.: Z dwóch powodów: osobistego - bo jest to najtrudniejszy temat w fotografii - i społecznego - bo jeszcze 10 lat temu trzeba było w jakiś sposób przełamać obyczajowe bariery, m. in. także przez fotografię. Dziś moc tamtych założeń zmalała. Stąd swoje zainteresowania przeniosłem na fotografię socjologiczną.

 

Co Pan nazywa fotografią socjologiczną?

 

J.G.: Mam na myśli fotografię będącą narzędziem społecznych penetracji. W ramach działalności Grupy "A-74" przeprowadzamy tego lata akcję dokumentacji mieszkań robotników zatrudnionych w jednej z wielkich fabryk.

 

Fotograficzna sonda?

 

J.G.: Coś takiego. Sądzę, iż w tej chwili fotografia postkonceptualna wyczerpuje swoje możliwości.

 

Dlaczego, jak Pan sądzi?

 

J.G.: Bo skupiła się wyłącznie na badaniu możliwości i granic fotografii. A fotografia jako narzędzie ma ogromne szanse. Od 2-3 lat obserwuję powielanie przez postkonceptualistów tych samych problemów fotograficznych. Fotografia socjologiczna natomiast wkracza na grunt wprawdzie nie nowy, ale zbyt mało znany. Zaledwie troje ludzi zajmowało się tym: Łukasz Dobrzański, Ryszard Okniński i Aleksander Minorski. Czy można sobie wyobrazić, by artyści fotograficy województwa katowickiego byli w stanie stworzyć dokumentację wszystkich hoteli robotniczych no swoim terenie? Ale towarzystwa fotograficzne mogą to zrobić. Tegoroczny plener Grupy "A-74" poświęcony będzie fotografii dokumentalnej i reportażowej.

 

Pańska działalność w ruchu amatorskim wiąże się również z działalnością Federacji Amatorskich Stowarzyszeń Fotograficznych.

 

J.G.: Od 12 lat jestem członkiem Rady Federacji, a w obecnej kadencji - członkiem Prezydium FASF.

Niezależnie od dotychczasowych osiągnięć, co może jeszcze zdziałać Federacja jako sojusznik, preceptor i propagator ruchu fotoamatorskiego?

 

J.G.: Niewiele. -?

J.G. : Zdajmy sobie sprawę z tego, że Federacja to tylko biuro z kilkoma ofiarnymi ludźmi i aktywnością kilku towarzystw, którym niedawno powierzono funkcje komisji: Gdańskiemu Towarzystwu Fotograficznemu funkcję Komisji Tytułów i Odznaczeń, Gliwickiemu Towarzystwu Fotograficznemu - Komisji Wydawnictw. Praktycznie najskuteczniejsze okazują się wyjazdy członków Prezydium w teren, interwencje u władz terenowych, interwencje prasowe; sympozja i plenery, inny ważny dział pracy FASF, organizowane są ze zmiennym szczęściem.

 

Fot. Juliusz Garztecki

W związku z tym, co może się zmienić w relacji: Federacja - ruch amatorski?

 

J.G.: Mam niekanoniczny stosunek do samej Federacji. Jej działalność inspirująca może być raczej skromna, bo towarzystwa doskonale potrafią stawiać sobie zadania i realizować je. Patronat Federacji ma natomiast znaczenie moralne. Federacja może reprezentować ruch amatorski u władz centralnych i terenowych, zwracać uwagę na potrzebę pomocy dla cennych inicjatyw itp.

 

Należy Pan do tych działaczy ruchu amatorskiego, którzy zadziwiają konsekwencją w żywym reagowaniu na wszystko, co w tym ruchu się dzieje.

 

J.G.: Zarówno w dziennikarstwie, jak i działalności fotograficznej, zwracam zawsze uwagę na związek z życiem społeczeństwa. Dla historii fotografii nie jest ważne, czy pan X założył swój zakład w roku 1854 czy też w 1860, lecz jest istotne, w jakim stopniu jego fotografia była obrazem życia ówczesnego społeczeństwa. Podobnie w mojej pracy dziennikarskiej: kiedy jako krytyk teatralny recenzowałem spektakl, to nie skupiałem się na tym, jak gra aktorka: źle czy dobrze, lecz na tym, co z tego spektaklu wynieśli widzowie.

 

W tym roku miał Pan indywidualną wystawę w Austrii i Anglii.

 

J.G.: Następna będzie w Szwecji, a potem - Hiszpania. Przyjąłem zasadę uczestniczenia w wystawach krajowych zaproszeniowych i organizowania wystaw indywidualnych.

 

Zawdzięczamy Panu także wiele interesujących publikacji. Co nowego?

 

J.G.: Przystąpiłem do pisania książki poświęconej podstawom estetyki współczesnej fotografii. Oprócz tego - opracowania biuletynów, skryptów, wyjazdy, spotkania.

 

Przy takim ogromie zajęć brak czasu jest z pewnością dotkliwy.

 

J.G.: Przeraża mnie, ale kiedy niedawno zapytano mnie, czy zgodziłbym się poddać hibernacji na 75 lat - dałem odpowiedź przeczącą. W roku 2050 trudniej by mi było niż dziś uporać się ze wszystkim, co przyniesie czas, no i nie byłbym w stanie przyswoić sobie nawału ówczesnej wiedzy.

 

Do czego sprowadzają się Pańskie obserwacje twórczości fotoamatorskiej?

 

J.G.: Tylko w dwóch przypadkach można liczyć na zadowalający i oryginalny rozwój tej twórczości: gdy fotografujący dostrzegł coś w świecie i fotografia stała się dla niego narzędziem postrzegania oraz gdy fotografujący ma coś do powiedzenia i robi to za pomocą fotografii.

 

Nie uwzględniliśmy w naszej rozmowie porad dla fotoamatorów.

 

J.G.: Proszę pani, żadne rady, porady nic nie znaczą. l żadne przynależności nie określą artysty. Artystę określa poziom jego świadomości.

 

Jakie ma Pan życzenia w związku z tak imponującym, bo podwójnym, jubileuszem?

 

J.G.: Życzenie mam jedno: żeby mój nekrolog napisany był przez Jana Sunderlanda.

 

 

Rozmawiała: Halina Murza-Stankiewicz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Źródło: Wydawnictwo "Arkady", 

Magazyn Fotograficzny FOTO 

Nr 5, str. 134, 1978 r

 



Sent: Wednesday, April 28, 2010 10:59 AM
Subject: Arkady - wywiad

Szanowny Panie Michale,
Wydawnictwo Arkady cieszy nas fakt, że zechciał pan sięgnąć do tego ponadczasowego tekstu. Nie widzimy przeciwwskazań do opublikowania wybranego przez Pana wywiadu. Uprzejmie prosimy jednak o zamieszczenie przy tym tekście skanu okładki książki, która idealnie odpowiada tematowi Pańskiej strony, tj. „Nowy podręcznik fotografii” oraz linku do strony www.arkady.com.pl. Okładka będzie zapewne ciekawym elementem graficznym Państwa strony, zaś link wzbogaci ją o dodatkowe możliwości poszerzenia wiedzy.

Pozdrawiam
Tadeusz Deptuła



 

 
28.04.2010.


Copyright © design and photos by Michał Kurc