Skonstruował
nasadkę optyczną o kącie widzenia 360". Opracował nową technikę zdjęć reliefowych,
stosując barwografię. Jego tytuł służbowy brzmi: instruktor fotografii
na stołeczne województwo warszawskie. To jeszcze nie wszystko. Jest poza
tym członkiem Polskiego Stowarzyszenia Filmu Naukowego, Polskiego Stowarzyszenia
Filmu Etnograficznego, realizuje filmy naukowo-techniczne, głównie dla
NOT-u; jest zawodowym operatorem obrazu, instruktorem fotografii zespołu
amatorskiego Dzielnicowego Domu Kultury Warszawa-Ochota. A gdy coś powie,
ma się ochotę odpowiedzieć po przedwojennemu: tak jest, panie sierżancie.
Kopiarki
wykonano parę sztuk, nikt nie podjął seryjnej produkcji. Obiektywu 360"
oczywiście nikt nie produkuje. Procesu barwografii patentować nie zamierza.
Cybulski w lutym 1976 r. w galerii fotograficznej warszawskiego Ośrodka
Kultury otworzył pierwszą indywidualną wystawę prac w tej technice. Była
to niemal sensacja, choć niektórzy kręcili nosem, mówiąc, że sami by tak
potrafili zrobić. Tyle, że nie zrobili. Wobec tego pierwszeństwo publikacji
pozostawimy wynalazcy.
-Jak w takim
życiu mieścisz własną twórczość? Bo przecież w "Fakcie" obowiązuje zasada
dostarczania prac w określonej ilości, inaczej płaci się grzywnę do kasy
Grupy. A nie słyszałem, abyś płacił. Twoje prace wcale nie tak rzadko widuje
się na wystawach konkursowych. Są w zestawie ofiarowanym przez Grupę A74
Karkonoskiemu Parkowi Narodowemu. Robisz też mnóstwo prac na zlecenie.
Ile godzin ma Twoja doba?
- Staram
się wiązać pracę zawodową z twórczością. Na przykład przy pracy filmowej.
Gdy zaczynają się przebitki, wtedy do filmu dokumentalnego czy technicznego
wchodzą ujęcia twórcze - operowanie planem, kompozycją, oświetleniem. Podczas
realizowania filmów także fotografuję - nie werkfotosy, tylko zdjęcia dla
siebie. Jest mnóstwo okazji.
-Z dyspozycjami
na prezesa, jak mówią w A74, "mniej więcej wszystkiego", powinieneś być
chyba reżyserem.
- Próbowałem,
ale lepiej mi odpowiada praca operatora obrazu, bo jest bardziej związana
z fotografią. Wymaga też więcej skupienia niż reżyseria. Pracuję tylko
na taśmie 16 mm, bo takie są wymagania zamawiających, co nie oznacza, abym
nie miał doświadczeń z 35 mm. Jest już gotów film o plenerze "Karkonosze
75" Grupy A74, szedł w formie migawki w telewizji, a w wersji 10-minutowej
pójdzie za granicę.
- A Twoja
droga do fotografii?
-To już
24 lata. Zacząłem w wojsku. Następnie w 1958 r. Witold Dederko, znany wszystkim
"Wituś", zorganizował przy Domu Twórczości Ludowej, obecnym COMUK-u, pierwszy
roczny kurs instruktorów fotografii, dający uprawnienia kwalifikacyjne.
Następnie przez 15 lat prowadziłem Klub Foto-Filmowy "Kontury" w warszawskiej
LOK. Olbrzymia praca, albumy okolicznościowe, fotogazetki, wystawy itp.
Ale dobre warunki do pracy i rozwoju. Do WTF-u wstąpiłem w 1952 r., czyli
za czasów warszawskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Fotograficznego.
Od 1967 r. do 1970 uczyłem się znowu, na trzyletnim Studium Fotografii
i Filmu CPARA, dającym l kategorię instruktorską, później uzyskałem kategorię
"S". W Klubie Instruktora wiceprezesura od 1968r., prezesura od 1974. "Fakt"
zaś, jako grupa twórcza wyłoniona przy surowych wymaganiach z tego Klubu,
istnieje od 1973 r. Do doświadczeń, które mi coś dały dla fotografii, zaliczam
także 5 lat pracy w Wydziale Techniki zdjęciowej Wytwórni Filmów Dokumentalnych.
-To wszystko
mówi o przynależnościach, a nie o poglądach na fotografię.
-Mój bagaż
poglądów jest taki: piętnaście lat "robiłem w dokumencie". Określam go
jako subiektywną fotografię faktów. Element subiektywizmu to choćby decyzja
o użyciu teleobiektywu lub obiektywu szerokokątnego przy fotografowaniu
grupy ludzi. W pierwszym wypadku wychodzi tłum. a w drugim mała grupka.
Fakt pozostał ten sam, interpretacja zaś subiektywna. Nie zaliczam natomiast
do procesu twórczego opracowania kadru i temu podobnych zabiegów. Fotografia
jest artystyczna, gdy całkowite przemyślenie i przeżycie duchowe wpływają
decydująco na proces twórczy i powstający w jego wyniku obraz. gdy wskutek
całego ciągu tych procesów otrzymuje się w końcu to, czego się chce, i
to swobodnie. Dlatego równie twórcza jest proca reżysera.
-Co ujawnimy
w barwografii? Jak do niej doszedłeś?
- Nad kolorem
zacząłem pracować w 1962 r., następnie trzy lata robiłem to z dużym natężeniem
i z powodzeniem na materiale Agfacolor i tylko kolor subiektywny. Gnębiło
mnie, że jakkolwiek interpretować barwę, zawsze pozostaje coś niezadowalającego.
Wtedy postanowiłem stworzyć proces, który da barwy subiektywne, czyste
i nasycone. To właśnie jest barwografia, którą opracowywałem od 1970 r.
Najpierw dla potrzeb filmu - można w ten sposób robić czołówki do filmów,
miniatury filmowe itp., następnie do zdjęć okładkowych dla miesięcznika
"Film na świecie", gdzie ich wiele wydrukowano. Po długich latach pracy
nad kolorem przeszedłem na metodę addytywną. Można w niej osiągać korekcje
niewykonalne w subtraktywnej. A jeśli
wypadają zbyt krótkie czasy naświetlania, zawsze można się ratować szarą
folią. Gdy potrzebny jest optyczny korektor barw, można go na poczekaniu
sporządzić jako mały diaskop z trzech rzutników. Wobec wąskiego pasma przepuszczania
filtrów addytywnych, prześwietlenie nie brudzi barwy. W barwografii też
stosować należy tylko metodę addytywną, a wprowadzenie trzeciego filtru
daje w efekcie szarości, przytłumienie barw nie spotykane w subtraktywnej. |