V
Turniej Rycerski
o Pierścień Księżnej Anny w Liwie
V
Turniej Rycerski
o Pierścień Księżnej Anny w Liwie
Turniej w Liwie pęcznieje, rośnie i nabiera rozmachu. Jeśli ta
tendencja się utrzyma, za kilka lat niezbyt wielkie podzamcze nad
Liwcem nie pomieści wszystkich widzów. Pełna aut była nie tylko łąka
pod zamkiem, tradycyjnie służąca za parking i główna ulica Liwu.
Samochodami zastawiono pobocza niemal wszystkich bocznych uliczek.
Sądząc z tablic rejestracyjnych, wielu miłośników rycerskich
obyczajów przyjechało do Liwa z daleka - wielu było gości w
Warszawy, Siedlec, a nawet dalszych okolic, spoza Mazowsza.
Dopisała nie tylko publiczność. Na V Turniej Rycerski w Liwie, który
odbył się 21 i 22 sierpnia stawiła się rekordowa liczba ponad dwustu
trzydziestu rycerzy i dam dworu z ponad trzydziestu bractw z całej
Polski. Wśród zwycięzców turniejowych konkurencji rozdano siedemnaście
Pierścieni Księżnej Anny. Goście zamieszkali w kolorowanych
namiotach pod zamkiem. Spali na rozpostartych na ziemi wiązkach słomy.
Punktualność jest cnotą królów. W przypadku rycerzy porzekadło
niespecjalnie się sprawdziło. O prawie godzinę opóźniła się w
sobotę wieczorna bitwa, zapowiadana jako główna atrakcja Turnieju.
Ale cóż, król Jagiełło także zwlekał z rozpoczęciem bitwy pod
Grunwaldem. Poza tym - czy w średniowieczu ktoś pilnował zegarka?
Na rycerzy cierpliwie, potem nieco mniej cierpliwie, czekały rzesze
widzów. Najmłodsi, dzięki masowo sprzedawanym drewnianym mieczom,
tekturowym hełmom i kolorowym strojom, już zdążyli upodobnić się
do dorosłych rycerzy. Z nudów bawili się na placu, inscenizując własne
walki. Służby porządkowe ledwo dały radę upchnąć widzów za taśmami
ograniczającymi pole bitwy.
Wreszcie na podzamczu pojawili się rycerze. Na początku odbyły się
pokojowe pertraktacje. - To rycerze też rozmawiają? - dziwił się sześciolatek
przyzwyczajony, jak widać, do tego, że wojowie zajmują się głównie
grzmoceniem mieczami. Choć z głośników płynął jakiś komentarz i
pompatyczna muzyka, słabo było słychać, bo nagłośnienie nie było
najlepsze.
Rozmowy nic nie dały. Sięgnięto po miecze. Szczęknęło żelazo.
Zachrzęściły zbroje. Furczały cięciwy łuków. Z hukiem wybuchały
hakownice i bombardiery. Pole bitwy zasnuły tumany siwego dymy. Na widzów
poleciały drobiny pyłu i strzępki papieru. Przecierano obiektywy
aparatów. Migawki trzaskały co chwila.
Rycerze podnosili się z ziemi, zbierali siły, zwierali szeregi i
ponownie ruszali do boju. Po kwadransie było po wszystkim. Bitwa trwała
kilka razy krócej niż oczekiwanie na nią. Publiczność była
zachwycona i wyrozumiała.
W niedzielę było równie tłumnie, jak w sobotę. Tłoczono się pod
straganami i pod parasolami przy stolikach małej gastronomii. Po przekąski
trzeba było postać w długich kolejkach. Pustawo zrobiło się dopiero
pod koniec. Po bohurcie, czyli walkach drużyn rycerskich. Podobali się
zwłaszcza młodzi Rosjanie z Moskwy i Kaliningradu, którzy bardzo
dobrze wypadli w turniejowych zmaganiach. Pierścienie księżnej Anny
wręczał rycerzom mistrz Zakonu Rycerskiego Ziemi Mazowieckiej i
Podlaskiej, Sebastian Gajowniczek.
Gdyby organizatorzy w przyszłości przemyśleli scenariusz i
dopilnowali harmonogramu, za rok może udałoby się uniknąć sytuacji,
w której wręczeniu nagród przygląda się tylko garstka widzów, a
kupcy zwijają już wtedy swoje stragany.
Dariusz Kuziak
|