Waldemar Wojciech Krzywania
Z urodzenia, wychowania i przekonania
– warszawiak. Absolwent markowego VI Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Reytana w Warszawie w najlepszym 1975 roku maturalnym, następnie I Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Warszawie w pamiętnym roku 1981. Od 1989 roku mieszkaniec Węgrowa, lekarz chirurg Oddziału Chirurgicznego tutejszego Szpitala Powiatowego. Aktualnie pracuje jako zastępca Ordynatora Oddziału Chirurgicznego, kierownik Pracowni Endoskopowej Szpitala Powiatowego w Węgrowie. Członek wielu towarzystw naukowych, m.in. Polskiego Towarzystwa Chirurgicznego, jego Sekcji Wideochirurgii, Towarzystwa Gastroenterologów Polskich, Polskiego Towarzystwa Mezoterapii, Sekcji Medycyny Estetycznej Polskiego Towarzystwa Lekarskiego i wielu innych.
|
Dlaczego
fotografia?
Bo wg własnego, głębokiego przekonania człowiek nie może żyć tylko pracą zawodową, choćby ta była najpiękniejsza i najbardziej absorbująca. Musi ją równoważyć drugi biegun – prywatny, w moim przypadku wyciszający, izolujący od otoczenia, spokojnie refleksyjny.
Dlaczego
fotografia po raz wtóry ?
Bo od czasu, kiedy to moja chrzestna podarowała mi na pamiątkę pierwszej Komunii Świętej aparat wiadomej marki Smiena 8 M, robiłem fotografie zawsze i przy każdej okazji. Na początku rodzinne, później towarzyskie , żeglarskie, wakacyjne, narciarskie, wędkarskie, ponownie rodzinne dokumentujące dorastanie moich dzieci, rozwój własnej rodziny. Nigdy poza etap „robienia” zdjęć nie wyszedłem, ale zawsze to „robienie” było dla mnie czymś więcej niż bezmyślnym „pstrykaniem” dookoła.
Dlaczego
fotografia po raz trzeci?
Bo w miarę przechodzenia w stanie posiadania sprzętu fotograficznego od etapu Smieny, przez analogowe lustrzanki – Zenita, później Canona - dożyłem do ery fotografii cyfrowej, która w moim najgłębszym przekonaniu, wraz
z piorunującym postępem rozwoju komputerów, nośników informacji cyfrowej i oprogramowania graficznego stała się królową środków artystycznego wyrazu dostępną dla wszystkich. No może – prawie wszystkich. I sprawą drugorzędna jest, czy artystyczne kanony próbuje się wykorzystać do dokumentowania otaczającego świata jakim jest, czy dąży do artystycznego przetworzenia rzeczywistości, choćby przy użyciu komputerowych technik.
Dlaczego
fotografia podwodna wreszcie ?
Bo nurkowanie jest mi obecnie potrzebne tak samo jak chirurgia, z którą jestem codziennie
już prawie trzydzieści lat. Uprawiając całe życie wyczynowy (na swoją miarę) sport i będąc całe życie związany z szeroko pojętymi aktywnościami w środowisku wodnym, „dorosłem” do realizacji własnych młodzieńczych marzeń. I tak jak duża część Panów w pewnym wieku kupuje sobie motocykl Harley'a, robi licencje pilota, czy wreszcie zmienia adres - ja przy pomocy nieco programowanego przypadku w 2002 roku ukończyłem podstawowy kurs nurkowy, certyfikując nabyte świeżo umiejętności w dwóch światowych federacjach nurkowych – europejskiej CMAS i amerykańskiej PADI. Do tej chwili w kolejnych kursach „dorobiłem się” maksymalnych uprawnień nurkowania rekreacyjnego (do 40 metrów głębokości) t.j. stopni w CMAS-
P2, w PADI – Rescue Diver. Dorobiłem również uprawnienia nurkowania na mieszankach gazowych o zwiększonej zawartości tlenu (tzw. „nitrox”) - co pozwala mi nurkować wcale nie głębiej, ale dłużej i bezpieczniej. Jako lekarz wreszcie, od prehistorii ratownictwa warszawskiego pracujący w Pogotowiu Ratunkowym w składzie załóg karetek reanimacyjnych i czując się w pełni odpowiedzialnym za zdrowie i bezpieczeństwo swoich partnerów nurkowych starałem
się i w tym zakresie nabyć odpowiedniej wiedzy do skali problemu. Stąd ten stopień Rescue Diver (Nurek Ratownik) w PADI, stąd decyzja o odbyciu kursu „Patofizjologii nurkowania” organizowanego przez Marynarkę Wojenną RP w Gdyni-Oksywiu, dającego kompletną, naukową wiedze dotyczącą problemów zdrowotnych mogących wystąpić w czasie, czy „około” nurkowania. To czyni ze mnie jednego z najbezpieczniejszych towarzyszy wypraw nurkowych jakich znam! Czyż nie?
I tak, rozpoczynając drugą setkę swoich zalogowanych nurkowań skonstatowałem, że dobrze by było nie tylko pływać pod wodą rozglądając
się dookoła, ale robić to w sposób, który pozwoliłby podzielić
się swoim zachwytem „spod wody” ze swoimi bliskimi i towarzystwem. Wtedy - zdecydowałem
się na kupno pierwszego kompaktowego aparatu cyfrowego z dedykowaną mu , firmową obudowa podwodną pozwalającą robić zdjęcia przy zanurzeniach aż do 40 metrów. Nic więcej nie było mi wtedy potrzebne do szczęścia ! Do tej pory kupowałem jednorazowe, analogowe aparaciki, które przy możliwości wykonania 36 zdjęć, poniżej 6-7 metrów zanurzenia odkształcały się tak potężnie, że nie dawał
się wcisnąć żaden z przycisków obudowy, albo klisza rwała się przy próbach przewinięcia. Po tygodniach oczekiwania odbierałem odbitki od fotografa i wtedy okazywało się, że na całą rolkę kliszy dawało
się oglądać jedno-dwa zdjęcia, czasem wszystkie ekspozycje były chybione. Nic z tych rzeczy w przypadku kamerki cyfrowej. Już kilka lat aparacik ten towarzyszy mi we wszystkich wyprawach nurkowych. Był ze mną na wielu wrakach zatopionych w Bałtyku w okolicach Helu i Władysławowa. Był na wraku „Jana Heweliusza”. Bywa regularnie w kultowym, najgłębszym jeziorze Polski - Hańczy. Był w Morzu Śródziemnym u brzegów Chorwacji, Włoch, Tunezji,
Turcji, Grecji. Bywa wreszcie na tyle regularnie na ile mogę tam się wybrać - w moim ulubionym Morzu Czerwonym. Pełnię szczęścia nurkowo–fotograficznego zapewniają mi tam plaże Egiptu, Izraela, Jordanii, a szczególnie wybrzeże Synaju w bezpośredniej bliskości zbiegu „gorących” granic tych trzech zwaśnionych państw w północnym szczycie Zatoki
Akabskiej. Z tygodniowej wyprawy przywożę wtedy do 1500 sztuk zdjęć, już po odrzuceniu tych, które niczego nie pokazują. Zapewnia mi to zajęcie na długie, ciemne i posępne wieczory zimowych dni i to zdjęcia z tych rejonów stanowią trzon mojego dotychczasowego zbioru i powód do największej satysfakcji.
Obecnie dążę do zmiany rodzaju aparatu – marzy mi się lustrzanka cyfrowa z housingiem do 60 m. zanurzenia i odpowiednią, profesjonalną, zewnętrzną lampą błyskową. Marzą mi
się również dalekie, superegzotyczne wyprawy. Ale to odległa perspektywa, choć robienie zdjęć pod wodą bez możliwości manualnego ustawienia warunków ekspozycji nie sprawia mi już tak wielkiej satysfakcji jak kiedyś. Zrozumiałem to na kolejnym kursie, tym razem „Fotografii podwodnej”, prowadzonym u moich przyjaciół z olsztyńskiego Centrum Nurkowego „Aquamania” przez Marcina Trzcińskiego, wyśmienitego płetwonurka i kapitalnego fotografika podwodnego, którego zdjęcia spod wody zdobią polski miesięcznik „Nurkowanie” i kolejnych 12 europejskich czasopism, z którym współpracuje na stałe. Dojrzałem również do chęci podzielenia się urodą moich „Tambylców”, „Krajobrazów” , „Makr”, „Sytuacji”, jak również do chęci poddania dotychczasowych moich dokonań osądowi osoby kompetentnej i uznanej w zakresie fotografii artystycznej. Tu nieoceniona pomocą wykazał
się Pan Michał Kurc, członek Stowarzyszenia Twórców Fotoklubu
RP, znajdując miejsce dla moich fotografii na łamach swojej strony internetowej, jak i dokonując wyboru i dopracowania samych fotografii z przedstawionego mu zbioru, do celów takiej prezentacji. Wielkie dzięki za to Panie Michale !!!
Resztę wrażeń pozostawiam obrazom, może one same przekonają oglądających do urody podwodnego świata i do zalet pożytecznego spędzania w nim czasu.”
Waldemar W. Krzywania
|