Bardzo dobra książka, oparta na wnikliwej analizie materiałów źródłowych.
Cytuję z niej kilka obszernych fragmentów kreślących portret Niemca urodzonego w Norymbergii o nazwisku Lorenz
Dhur (Laurentius Duranovius), którego nazwisko spolszczono na „Twardowski” (od łac. durus – twardy).
Roman
Bugaj Nauki
tajemne w dawnej Polsce -
Mistrz Twardowski (fragmenty)
strona
225
"W roku 1864 Kazimierz Władysław Wójcicki opublikował w
„Tygodniku Ilustrowanym" ciekawą i sensacyjną wiadomość o
przypadkowym odkryciu nie znanego rękopisu Jakuba (a w rzeczywistości: Józefa) Wereszczyńskiego z r. 1578 i o zawartych w nim
informacjach dotyczących Twardowskiego:
„Przypadkiem wyczytaliśmy w rękopisie Jakuba Wereszczyńskiego z r. 1578, że Franciszek Krasiński, biskup krakowski (ur. 1522 w
Krasnem, umarł w r. 1577 w Bodzentynie), znał Twardowskiego i na jego wykształcenie naukowe wpływał. Krasiński, wysłany na pobieranie wyższych nauk do Niemiec, w Wittenberdze słuchał sławnego
reformatora Filipa Melanchtona. Tu poznał Twardowskiego i kiedy na nalegania wuja swego Mikołaja
Dzierzgowskiego, późniejszego arcybiskupa gnieźnieńskiego, obawiającego się, ażeby nie uległ wpływowi reformatów, przeniósł się do Akademii Krakowskiej,
Twardowski przybył z nim razem do stolicy jagiellońskiej. Kiedy Krasiński nabrał znaczenia, za jego wpływem Twardowski został koniuszym na dworze króla Zygmunta Augusta.
Biskup bawiąc w Niemczech poświęcał się naukom przyrodzonym, głównie zaś alchemii i astrologii, a
Twardowski, który z Wittenbergi jako osobliwość przywiózł powiększające metalowe zwierciadło,
umierając zapisał je Krasińskiemu, już wówczas biskupowi krakowskiemu. To wskazuje, że nasz sławny czarnoksiężnik umarł przed r. 1577, a Wereszczyński podaje powyższe wiadomości w rok po śmierci biskupa Krasińskiego, jako dobrze tej rzeczy świadomy"'...
strona
239
Dhur-Twardowski jako mag i astrolog większą część swej działalności prowadził w głębokiej tajemnicy i w ukryciu. Dokładne odmalowanie jego dziejów jest więc —
przynajmniej w obecnym stadium badań — bardzo trudne. Sylwetka jego efemerycznie pojawia się w dokumentach, a o jego działalności po prostu obawiano się wspominać.
Widzimy go w Wittenberdze, gdzie kontaktuje się z Krasińskim, później zaś ma przebywać w Krakowie. Pewniejsze jest wszakże, iż kontynuował on studia w Padwie albo w Rzymie. jeśli dać wiarę literackiej wersji Wacława Sieroszewskiego — którą ze względu na
historyczne poszukiwania autora można brać tu pod uwagę — Dhur-Twardowski pełnił później służbę lekarza nadwornego u Albrechta Hohenzollerna w Królewcu, skąd przeszedł do Mikołaja Czarnego Radziwiłła. Za wstawiennictwem Krasińskiego wrócił do Krakowa i pokazał się na dworze królewskim. Pobyt jego w Polsce,
udokumentowany źródłami, przypada na lata 1565-1573. W tym czasie Dhur-Twardowski przebywał w różnych miastach, w Krakowie,
Knyszynie, Bydgoszczy, później zaś w Warszawie. Wydaje się, że Zygmunt August tylko na krótki okres zatrudnił go jako wróżbitę i
astrologa nadwornego, potem zaś jako podkoniuszego. Inteligentnego i
wykształconego maga wykorzystała do swych osobistych celów kamaryla dworska z Krasińskim i Mniszchami na czele. Po wprowadzeniu Giżanki na dwór i wykorzystaniu jej wpływów osoba -czarodzieja stała się niebezpieczna i niepożądana. Jest pewne, że zaraz po śmierci króla, gdy w powietrzu wisiał skandal polityczny, został on przez ludzi Mniszchów zamordowany. Wskazuje na to zakończenie podania o czarnoksiężniku, w którym zostaje on porwany przez diabłów w słynnej karczmie. Tak więc życie Dhura-Twardowskiego
przypadałoby na lata 1515— 1573.
Burzliwy i pełen chaosu okres bezkrólewia przyczynił się w znacznej mierze do zapomnienia prawdziwych losów historycznego maga Twardowskiego.
W drugiej połowie XVIII w. Twardowski zaczyna już życie inne — życie
w podaniach. Stało się to m. in. za sprawą jezuitów,
którzy dzieje odszczepieńca i magika wykorzystali do własnych,
moralizatorskich celów.
Pan Twardowski i diabeł.
Rysunek Michała Elwiro
Andriollego.
W podaniu tym niewiele zostało z postaci
historycznej: Twardowski, ubrany w żupan i kontusz, z karabelą u boku, stał się prawdziwym Polakiem, „bohaterem narodowym" i jako taki wszedł później do literatury."
Czy
Twardowski wywołał ducha Barbary Radziwiłłówny i uczynił to przy pomocy lustra, które jest eksponowane w Bazylice
Mniejszej w Węgrowie?
Barbara
Radziwiłłówna (M.
Baliński Pamiętnik o królowej Barbarze, t. 1, Warszawa 1831)
strona
202-204 -
"...postaramy się tutaj dowód taki przeprowadzić. Spróbujemy wykazać, że mistrz Twardowski nie był inspiratorem tej scenerii i że był tylko pionkiem wykonującym polecenia innych osób. W całej sprawie przypadła mu — podobnie jak Barbarze Giżance — główna rola odtwórcy bardzo dokładnie i inteligentnie opracowanego planu, którego autorem był podkanclerzy koronny ks. Franciszek Krasiński (1522-1577) oraz dwaj dworzanie królewscy, bracia Jerzy i Mikołaj Mniszchowie. Pozostałe osoby zamieszane w aferę odegrały w niej rolę podrzędną. Ilustracja
I. Gierdziejewskiego do rękopisu J. Possela. Plan opracowany przez Krasińskiego i Mniszchów oraz jego powstanie przedstawiają się następująco: Mikołaj Mniszech spotkał kobietę bardzo podobną do zmarłej królowej Barbary Radziwiłłówny. Osobą tą była Barbara Giżanka ". O fakcie tym poinformował swego brata Jerzego oraz Franciszka Krasińskiego. Pozostający w bliskich kontaktach z Twardowskim (którego może chciał się pozbyć na rzecz Mniszchów) Krasiński postanowił wykorzystać to podobieństwo do własnych celów
i opracował dokładny plan działania: Mikołaj Mniszech, korzystając z bezpośrednich kontaktów z królem, przygotuje odpowiedni grunt i przekona króla o możliwości zrealizowania inwokacji, Twardowski zaś „wywoła" zjawę królowej posługując się odpowiednio ucharakteryzowaną Giżanką. Taka była pierwsza część planu. W drugiej części chodziło oczywiście o wprowadzenie Giżanki na dwór i pozostawienie jej u boku króla, a następnie o praktyczne wykorzystanie jej wpływów. Postanowiono to zrealizować w sposób następujący: po upływie pewnego czasu od wykonanego seansu Mikołaj Mniszech miał powiadomić króla o przypadkowym spotkaniu kobiety przypominającej niedawno wywołaną przez Twardowskiego zjawę królowej. W ten sposób Giżanka stanęłaby przed monarchą i pozyskała jego łaski, a plan zostałby całkowicie zrealizowany."
strona
204-208 ...
Nowe światło na sprawę „wywołania ducha" Barbary Radziwiłłówny rzucają materiały przytoczone przez Tadeusza Kutza, który oparł się na nie znanym rękopisie z. r. 1573 Jana Gizy
(Ghysaeusa), opisującym to wydarzenie. Odkrywcą tego rękopisu, a właściwie jego zachowanej części, składającej się z kilkunastu kartek, był L. Przybysławski z Łodzi. Na podstawie tego manuskryptu Kutz zrekonstruował całą sprawę. Ponieważ
omawiany dokument nie jest znany i ponieważ wszystkie wiadomości o nim pochodzą z pracy Kutza, zreferujemy jej najważniejsze dla nas fragmenty. Według Ghysaeusa „wywołanie" cienia Barbary odbyło się na Zamku Królewskim w Warszawie w nocy z 7 na 8 stycznia 1569. W owym czasie funkcję pokojowca pełnił przy boku królewskim Mikołaj Mniszech, człowiek młody, zimny, wyrachowany, nie cofający się przed niczym na drodze do zrobienia kariery. Mniszech wiedział doskonale, kim dla Zygmunta Augusta była jego zmarła żona. Widział ból i tęsknotę nieszczęśliwego monarchy, znał jego zabobonne usposobienie, umiał się wkraść w łaski pana i pozyskać jego zaufanie. Nie wiadomo już, w jaki sposób dworzanin ów poznał uwięzioną w klasztorze bernardynek Barbarę Giżankę, do której następnie zapłonął gorącym „acz nieprzystojnym afektem" — jak pisze
Ghysaeus. Brat Mikołaja Mniszcha Jerzy pozostawał w wielkiej zażyłości z kupcem warszawskim Żydem Idzim z Idzikowic (Aegidiusem), który był dostawcą artykułów żywnościowych dla klasztoru. Ta przyjaźń pomiędzy żydowskim kupcem a szlachcicem gorszyła obywateli, a Mikołaj Mniszech zerwał nawet z tego powodu wszelkie stosunki z bratem. Teraz jednak, kiedy potrzebne mu było pośrednictwo Idziego i brata, pospieszył odnowić zerwane stosunki. Żyd, Idzi stał się więc pośrednikiem między Mniszchem a Giżanką. Mniszech w przebraniu zakonnicy, podając się za Marię Opacką, krewną Giżanki, odwiedził ją kilkakrotnie w klasztorze. Wówczas już uwagę jego zwróciło uderzające podobieństwo Giżanki do zmarłej Barbary Radziwiłłówny. Wtedy opracował plan dalszego postępowania. Zaczął od tego, że ostrożnie podsunął królowi myśl o możności wywołania ducha. Barbary. Zygmunt August od razu uchwycił się tej myśli i odtąd prześladowała go ona stale. Teraz przyszła kolej działania na astrologa Piotra Proboszczowicza, którego Mniszech wciągnął do spisku. Proboszczowicz nic nie wiedział o projektowanym podstawieniu Giżanki zamiast ducha Barbary. Mniszech zdołał mu wmówić, że zna jakiś sekret czarnoksięski, którego mocą potrafi ściągnąć z zaświatów ducha zmarłej królowej. Rola astrologa miała polegać na tym, aby wpłynął na króla, utrwalając go w przekonaniu, że można wywołać ducha i że nie naruszy to w niczym spokoju zmarłej. A może jemu proponowano przeprowadzenie inwokacji? W ostatniej jednak chwili Proboszczowicz — z nie znanych bliżej powodów — wycofał się ze spisku. Mniszech jednak nie zaniechał swego planu i zwrócił się teraz do baby czarownicy z Błonia, „wielkiego ożoga", która leczyła króla, ulegającego częstym atakom podagry i chiragry (bóle artretyczne). Mistrzyni „czarnego kunsztu" dała się skusić dla paru sztuk złota. Ponieważ miała wpływ na króla, z łatwością przyszło jej podsunąć Zygmuntowi Augustowi myśl o możliwości wywołania ducha Barbary; udzieliła też królowi wskazówek, co powinien czynić. Zaleciła więc post jednodniowy i podała parę zaklęć, które trzeba było wymówić o północy w komnacie oświetlonej jedną tylko świecą. Król postanowił dokonać inwokacji na Zamku w nocy z 7 na 8 stycznia 1569. Mniszech wiedział o tym terminie. 4 stycznia wszystko już było przygotowane. W pokoju innego królewskiego sługi, Grota, leżały suknie dokładnie skopiowane według tych, które nosiła królowa Barbara, nasmarowano zawiasy drzwi prowadzących do komnaty, w której miał się odbyć niesamowity obrzęd.
Giżanka dawno już była poinformowana przez Mniszcha o szczegółach planu i podobno zgodziła się bez najmniejszych trudności na odegranie roli ducha królowej. Wiedziała, że Mniszech nie poprzestanie na jedno-razowym tylko ukazaniu jej nieszczęśliwemu monarsze, była bowiem wtajemniczona w dalsze zamiary swego przyjaciela. W oznaczonym terminie król od godziny 8 wieczór przebywał samotnie w komnacie. Około godziny 10 przybyła do Zamku baba czarownica, którą sprowadził w największym sekrecie pokojowiec. Lubowiecki. Pewną konsternację w gronie spiskowców wywołało żądanie króla, aby wezwano Mniszcha, który wówczas był właśnie w klasztorze. Wytłumaczono jego nieobecność chorobą matki i jakoś wybrnięto z kłopotu. Na krótko przed północą król oddalił dworzan i pozostał w komnacie z ,wielkim ożogiem". Ta udzieliła monarsze ostatnich wskazówek i opuściła pokój, pozostawiając go samego. W przyległej komnacie czatowali przy drzwiach pokojowcy Grot, Lubowiecki, Lepkowski i Wypczyński, dalej oczekiwał Mniszech z ,Barbarą". ,Wielki ożóg" wychodząc z pokoju królewskiego pozostawił drzwi niedomknięte, dzięki czemu dworzanie słyszeli wszystko, co się wewnątrz dzieje. Kiedy rozległy się słowa zaklęcia, wypowiedziane
drżącym i stłumionym głosem króla, Lepkowski ostrożnie uchylił drzwi, a Mniszech popchnął w ich kierunku Barbarę. Giżanka w tej decydującej chwili straciła panowanie nad sobą i chciała się cofnąć. Ale było już za późno. Pchnięta silnym ramieniem Mniszcha,
znalazła się w komnacie. Rozległ się stłumiony, pełen radości okrzyk
króla. Wywołanie
ducha Barbary Radziwiłłówny, ilustracja
J. Kossaka (Tygodnik Ilustrowany 1862 t. 6 str. 257) Zanim jednak król zdążył podbiec do zjawy, zgasła świeca, którą znajdujący się w sąsiedniej komnacie. Wypczyński strącił z kominka kijem poprzez wywiercony w ścianie otwór. Tymczasem Giżanka umknęła szybko do pokoju Mniszcha i po upływie kwadransa znajdowała się już w swej klasztornej celi. A do nieszczęśliwego króla trzeba było czym prędzej sprowadzić medyka.
Joannes Ghysaeus dodaje, że Giżankę sprowadził do Zamku Mniszech, korzystając z podziemnego przejścia łączącego Zamek z klasztorem bernardynek...
strona
214 6 stycznia 1573 na sejmie konwokacyjnym w Warszawie ...
w imieniu dworzan przemówił do senatu sekretarz królewski Jan Dymitr Solikowski. W mowie swej, pełnej oskarżeń, stwierdził m. in.: Już nie szepty, ale otwarte słychać głosy, że źle się sprawili z urzędu
dworzanie strzegący i usługujący królowi, że nie znają przyczyny i
okoliczności śmierci królewskiej. Z tych pobudek dworzanie ze starodawnych rodów pochodzący, mający herby zacne [...] chcą
się ojczyźnie z fałszywych pogłosek oczyścić i donoszą senatowi, że król umarł od napojów i czarów, których wyraźne ślady są na jego ciele, o czym zdadzą sprawę na liczniejszym zjeździe Jan Wilkocki i
Stanisław Czarnotulski, świadkowie i widzowie. Sprawcami tej zbrodni są ci, którzy najniegodniejszym i niesłychanym w Polsce sposobem zaskarbili sobie łaskę króla, stręcząc mu. niewiasty
[...]. Urzędnicy ci poniżyli króla i godność senatorską i trzęśli Rzecząpospolitą, tak że od najpodlejszych doradców najgorsze wychodziły rady i
Rzeczpospolita już miała runąć w otchłań zguby [...]. Liczni ci rządce [...],
wprowadziwszy [króla] na rozdroże, według własnej woli wszystkim rozkazywali, nie posiadającemu pieczęci wszystko pisali i podpisywali; na nic obrócili obie kancelarie, wybierali dochody, zubożyli Królestwo,' nie wypłacali jurgieltów i żadnego żołdu dworzanom i żołnierzom; wszelkie zasoby Rzeczypospolitej albo zabrali, albo roztrwonili:
Hetmanowi, marszałkom, kanclerzom, podskarbim, podkomorzym odjęli powagę i władzę, sprawiedliwość i obronę Rzeczypospolitej usunęli na stronę; dobrze zasłużonych ludzi podali w nienawiść królowi;
wykorzenili wszelkie cnoty, a krzewili jad niegodziwości i występków; dochody wszystkie jakby umyślnie rozproszyli, niezliczone długi zaciągnęli na rachunek
króla i Rzeczypospolitej, a nie mniej wielu ludzi doprowadzili do ostatniej nędzy i prawie do śmierci z głodu".W zakończeniu swej mowy Solikowski zalecał wybadanie najlepiej poinformowanego w całej aferze Jakuba,
piwniczego królewskiego. Śledźtwo przeprowadzone przez członków komisji ujawniło listę osób
strona 215
zamieszanych w omawiane sprawy. Figuruje na niej również Twardowski. Piotr
Grajewski, starosta wiski, przedstawił deputowanym wyjęty z ksiąg grodzkich
zamkiu w Wiźnie przywilej, na mocy którego Barbara Giżanka, kochanka królewska, uznana została szlachcianką, chociaż — dodaje Orzelski — właściwiej byłoby nazwać ją szlachetną nierządnicą. W dniu 14 kwietnia 1573 w sprawie czarów złożył doniosłe zeznanie (przytoczone wyżej) Stanisław Czarnotulski. Po nim zabrali głos dalsi świadkowie. Bardzo ważne dla naszych badań oświadczenia złożyli dwaj dworzanie królewscy, Zieleński i Pęgowski. Jan Zieleński stwierdził, że żona Gizy, matka Barbary, wraz z córką używały czarów na opętanie króla i sprowadziły za jego poradą babę czarownicę z miasta Błonia, a brał w tym udział Jerzy
Hegner. Zeznający w tej samej sprawie zaraz po Zieleńskim sekretarz Zygmunta Augusta Jakub Pęgowski oświadczył natomiast: „Mniszchowie mieli u siebie dwóch magów, Gradowskiego i Durana, i posługiwali się nimi w swoich sprawkach. Inni dworzanie potwierdzali to oraz dodawali, że Gradowski podawał się za sługę Jerzego Mniszcha i jako sługa zawsze z nim chodził. Mniszech zaprzeczał
temu". Powyższe zeznania dotyczą czarów stosowanych wobec króla; po wtóre rzuca się tu w oczy także ścisłe powiązanie i wspólne działanie kilku osób, a mianowicie: obu Mniszchów, Mikołaja i Jerzego, Gizowej, jej córki, baby czarownicy z Błonia, Jerzego Hegnera, wreszcie klientów Mniszchów — magów Gradowskiego i Durana. I choć dobrze poinformowanil świadomi wielu tajemnic królewskich dworzanie udzielili na interesujący nas temat bardzo skąpych informacji,
udowodnimy, że ów mag „Duranovius" wymieniony przez Pęgowskiego był osobą identyczną z głośnym mistrzem Twardowskim, osobą jak najbardziej historyczną, która odegrała konkretną rolę w opisywanych wydarzeniach. Gdyby mag ten występował na dworze Zygmunta Augusta pod nazwiskiem Twardowskiego, wówczas Pęgowski, a za nim Orzelski nie omieszkaliby posłużyć się formą „Twardovius", używaną przez innych autorów. Ponieważ jednak nie uczynili tego, wymienili na-tomiast „Durana" — a potwierdzili ten fakt inni dworzanie —
dowodzi to, że takie właśnie było prawdziwe i autentyczne nazwisko głośnego mistrza. W istocie nazwisko to brzmiało: Lorenz Dhur (Laurentius Duranovius), jego właściciel zaś — jak zobaczymy — był rodowitym Niemcem, norymberczykiem. Dopiero teraz odkrywa swą istotną treść omówiona facecja Górnickiego, który obcego „Duranoviusa" (łac. durus — twardy) przekłada
strona 216
na swojskiego „Twardowskiego", z powodzeniem zresztą, gdyż „Duranovius" ginie z czasem bezpowrotnie, podczas gdy .„Twardowski" zostaje w naszym kraju na zawsze i takim go znają wszyscy późniejsi autorzy. Nie jest wykluczone, że mistrz nauk tajemnych sam posługiwał się nim w Polsce...
strona
221 W dniu 17 kwietnia 1573 deputowani wybrani przez sejm zeszli się po raz ostatni celem podsumowania przeprowadzonego śledztwa. ...
W ich imieniu dokonał tego Świętosław Orzelski, który odczytał główne punkty zeznań składanych przed zgromadzeniem 14 kwietnia:
„Naprzód aż nadto wyraźne są na ciele królewskim ślady czarów [...]. Mikołaj Mniszech i Żyd Idzi przyprowadzili z klasztoru
Giżankę i namówili ją do współżycia z królem. Ci ludzie podli i
nikczemnego rodu zdeptali wszystkie urzędy, sami listy królewskie według woli pisali, pieczętowali, do podpisu królowi podawali i rozdawali [...]. Z łaski króla ludzie podłego stanu mieli wielkie znaczenie, jak matka Giżanki, Szawłowski i jego żona. Szwab jakiś, Żyd Idzi, żona notariusza miasta Warszawy i wielu innych, a biskupi, wojewodowie i inni przedniejsi senatorzy nie mieli wstępu do króla i musieli prawie za wrotami na króla oczekiwać. Wszystko było sprzedajne; ludzie najgorliwsi o dobro Rzeczypospolitej nienawidzeni. Na sejmie Warszawskim, ostatnim, który król obchodził, podczas Zielonych Świątek, zbrojni trabanci z rozkazu Jerzego Mniszcha, obawiającego się
wojewody sandomierskiego, dniem i nocą strzegli loża Gizanki; to łoże zabiło króla, z czego wszystkiego zdać mogą należytą sprawę z więzienia Giżanka i Dorota Korycka, jeśli je weźmie się na tortury, a starosta knyszyński opowie o rozmaitych rodzajach napojów dawanych królowi o których ma wiadomość [...]. Wszelkie zasługi, pięknymi przymiotami i cnotą zjednane, nie miały żadnej wagi przed królem; rej zaś wodzili rozpustnicy i nierządnice, skarbiąc sobie łaski królewskie i
podając ludzi zacnych w nienawiść królowi.
Mniszchowie i
Mniszchów klienci, Giżanka i inne nierządnice, jako też ich służba i krewni z tego źródła używają bogatych
dochodów. Oprócz tego dworzanie dowiedli im zagrabienia znacznej sumy złota, a
Zaleski w oczy im to zarzucił — gdzie zaś podziało się to złoto, nie wiadomo [...]. Za życia jeszcze króla wywieziono 13 000 dukatów do wsi Bronowa, nadanej wraz z kilkoma innymi Giżance, a po śmierci króla na minionej konwokacji Jerzy Mniszech przyznał się, że szkatuła wzięta od Konarskiego tamże została
przewieziona. Król, złożony ciężką chorobą i prawie konający, wyraźnym głosem dał świadectwo o wielu listach podpisanych w ten sposób, że prowadzono jego rękę. Czas niejaki przed śmiercią król nie był zupełnie przytomny, po śmierci zaś jego znaleziono wiele listów i nadań
strona 222
przezeń podpisanych, co stwierdzone być może przez pokojowych [komornych], czyli owych pachołków, do których należy roznoszenie podobnych listów, albo i przez same listy, jeżeli pewne osoby je okażą. Wśród tylu kradzieży siostra królewska, infantka Anna,
w największym była niedostatku, a wszystkie nierządnice królewskie opływały w zbytki; opatrywano je bowiem hojnie, nie tylko we wszystkie potrzeby, ale i w wino, o czym zaświadczy szafarz tych
darów, najgłówniejszy rajfur, Jakub, piwniczy, szczególnie jeżeli spytają go o sprawy, jakie działy się podczas choroby królewskiej.
Aczkolwiek okropne są te szczegóły same przez się, jednak tym
straszniejsze, że nie ustały ze śmiercią króla, gdyż wielu protektorów pisało do Giżanki przebywającej w Wiźni, aby nie rozpaczała i była spokojna o cały swój dobytek, gdyż we wszystkich zarzutach będzie dzielnie broniona. Należy u złotnika lubelskiego dowiedzieć się o łańcuchach złotych zmarłego króla, a również o tym, że Mikołaj Mniszech już po śmierci króla zagarnął starostwo osieckie odebrane Stanisławowi Lubieszowskiemu".
Nie będziemy przytaczać dalszego przebiegu tej sprawy, gdyż przekracza to ramy tej pracy. Wiemy, że stronnictwo Krasińskiego i Mniszchów (tzw. knyszynianie) z .każdym dniem stawało się coraz silniejsze tak w senacie, jak wśród rycerstwa, a gdy wstawił się za nimi kasztelan biecki Stanisław Szafraniec,' gorliwy zwolennik magii i alchemii47, kasztelan żarnowski Jan Sieniński, wreszcie kanclerz koronny Walenty Dembiński — rzecz cała została umorzona i w owych burzliwych dniach poszła w niepamięć.
Relacja Orzelskiego pozwala wyjaśnić kilka kwestii. Przede wszystkim ponownie dowiadujemy się z niej, że opórcz
Mniszchów i Giżanki „ludzie podłego stanu", a więc matka Barbary, jej szwagier Szawłowski i jego żona, Szwab jakiś, Żyd Idzi, żona notariusza miasta Warszawy i wielu innych, wodzili rej na dworze, podczas gdy „biskupi, wojewodowie i inni przedniejsi senatorzy nie mieli wstępu do króla i musieli prawie za wrotami na króla oczekiwać". Dokładne zbadanie przytoczonego fragmentu pozwala z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że ów „Suevus quidam" — Szwab jakiś, którego nazwiska Orzelski nie znał albo po prostu zapomniał (lub też nie chciał wymienić), to był mag Dhur-Twardowski. Osoba jego doskonale pasuje do wymienionego towarzystwa i opisanych okoliczności, ponadto użyte określenie „Suevus" oznaczało mieszkańca
Swewii, Szwabii, na terenie której leży Norymberga, miasto rodzinne czarnoksiężnika! Należy również podkreślić, że przytoczony cytat obala stworzony w XVIII w. (a kontynuowany przez Bandtkiego, Siarczyńskiego i innych) mit o szlacheckim pochodzeniu głośnego maga.
strona 223
Bezkompromisowe umieszczenie go wśród ludzi „podłego stanu" jest tego bezspornym dowodem. Aby nie przedłużać tych wywodów, spróbujemy teraz dokonać rekapitulacji i ocenić relacje Possela i Gizy. Wywołanie przez
Dhura-Twardowskiego zjawy królowej Barbary stworzyło sytuację szczególną: dla królewskiego dworu Twardowski był odtąd osobą znającą
tajemnicę państwową, dla Krasińskiego i Mniszchów — sekret, który mogli przypłacić głową, wreszcie dla rodziny Gizów
- jedynym znającym tajemnicę rodzinną. To wszystko czyniło go człowiekiem bardzo
niebezpiecznym i w pewnych okolicznościach — niepożądanym. Cała sprawa inwokacji została zainscenizowana według wypróbowanych źródeł klasycznych i przy doskonałej znajomości psychologii. W klimacie czarodziejskim wprowadzono na scenę Barbarę Giżankę, która doskonale zaprezentowała się jako „cień" Radziwiłłówny.
Nietrudno było zrealizować przemyślny plan, jeśli przypomnimy sobie, że klucze do wrót zamkowych oprócz Jakuba mieli Mikołaj Mniszech i Kniazik i że w aferze brało udział czterech przekupionych dworzan. Król widząc zjawę łudząco podobną do zmarłej żony pragnął
zatrzymać ją: to był szczytowy efekt, na który czekali spiskowcy. Po pewnym czasie kobieta ta została królowi „pokazana" na dworze lub gdzie indziej". Monarcha nawiązał z nią kontakt. Cel Krasińskiego i Mniszchów został więc osiągnięty, gdyż później — jak zeznał podczaszy Jakub — Giżanka wyjednała u króla niezliczone łaski dla wielu osób.
W powieści Walerego Przyborowskiego pojawia się motyw, w którym Twardowski przyznaje się do mistyfikacji i oszukania króla", co jest jednak pozbawione podstaw. Z monarchy nie było wolno zakpić. Dwór, który widział przygotowania do inwokacji, wszystko komentował. Król oszukany i ośmieszony stałby się obiektem plotek w mieście. Urażona
duma i miłość własna Zygmunta Augusta spowodowałaby natychmiastowe najsurowsze ukaranie czarodzieja oraz jego
pomocników i mocodawców. Wszystko musiało więc odbyć się w największej tajemnicy i przy zaangażowaniu niewielkiej liczby osób, z których każda wykonywała ściśle określone zadanie. Oczywiście największą dyskrecję zapewnił sobie główny aktor całego wydarzenia — Dhur-Twardowski, i dlatego mamy o nim tak mało wiadomości. Pomimo to wydaje się, że sprawa ta wzbudziła liczne komentarze tak na dworze jak i poza nim. Mistrz czarnoksięski, prawdopodobnie hojnie wynagrodzony przez króla, musiał na pewien czas usunąć się z Warszawy. Według Ghysaeusa inwokacja odbyła się w r. 1569, a już w następnym roku spotykamy Twardowskiego w Bydgoszczy, prawdopodobnie jednym z etapów jego podróży po Polsce..."
Roman
Bugaj
Nauki
tajemne w dawnej Polsce - Mistrz Twardowski - wyd. 1986 rok.
W MBP w Węgrowie
poz. 72184.
na
stronie od 2013.07.29 |