Atakujący powstańcy wycofali się dopiero po dwukrotnych salwach dział
polowych załadowanych granatami. Tymczasem w mieście - jak wspomina Stanisław Krzemieniewski - ruch ogromny. Na huk strzałów
armatnich popłoch się zrobił straszliwy. Na placu mnóstwo narodu. Dowódcy
biegają, krzyczą, wzywają do porządku. Ja ze swoimi szukam miejsca swobodnego,
gdzieżby stanąć można, ale trudno się przecisnąć. Tu widzę gromadę ludzi, przeszło dwustu z kołami, drągami, widłami, cepami i różnymi narzędziami. Co to za ludzie? - A to mieszkańcy miasta. - Co wy tu
robicie? - A cóż - odpowiadają - z armat już walą. Mają Moskale przyjść
i w pień nas wyrżnąć po domach, to lepiej razem zginąć na placu boju! Drudzy
krzyczą: Nie damy się Moskalom! Na tyle narodu co nas tu jest, to czapkami
zarzucimy".
strona
| 1 | 2
|
3 |
4 |
5 |
6 |
inscenizacja
(strona 5)
bitwy
pod Węgrowem z 3 lutego 1863 roku
3 lutego o godzinie szóstej trzydzieści rano ppłk. Papaafanasopuło, nie
powiadomiony o planach jednoczesnego ataku trzech kolumn carskich na Węgrów (rozkaz ten dotarł do niego dopiero po południu tego dnia, już po
bitwie) wyruszył z Szarut i o ósmej rano zbliżył się do miasta na wystrzał
armatni. Z gościńca szaruckiego prowadzącego szczytem pagórków od południa otaczających Węgrów, widoczny był rynek, kościół, na który
mpowiewał sztandar „Janko Sokoła" i ulice miasta. Z wieży kościelnej, gdzie
znajdował się posterunek powstańczy również dostrzeżono kolumnę wojsk
podciągających działa. Rosjanie obsadziwszy wzgórza rozpoczęli ogień
w kierunku miasta. Pierwsze wystrzały armatnie zapaliły część drewnianych
budynków i wywołały duże zamieszanie...